Wyszlysmy z kumpela z kina i w zasadzie nie mialysmy jednego slowa na okreslenie tego, co wlasnie zobaczylysmy. Ona troche chyba nie wyczula klimatu, bo gdzies w polowie zaczela ziewac, ale ja w pewnym momencie zaczelam sie smiac jak glupi do sera, nawet jak nic specjalnego na ekranie sie nie dzialo. Komizm sytuacyjny pierwszorzedny, ten czarny humor, satyra na zabojadow i hamburgerojadow, przerysowanie postaci... Nagromadzenie absurdu na centymetr kwadratowy tasmy - wielkie. Film zdecydowanie nie dla dzieci, juz troche wiekszym dzieciom wychwycenie wszelkich niuansow zadalo troche trudu :] No i ta muzyka... Jeszcze sie usmiecham na wspomnienie. Dla mnie genialne. Jestem na 'tak'. (Ale! jak wygryzie Nemo na Oscarach, to wysle list protestacyjny)